Sunday, November 21, 2010

Ocean

14/11
Rano zegnamy sie ze Srogim, Danielem i Tobiasem, uzupelniamy zapasy wody, krecimy kataryne i see ya Vanuatu. Znow we trojke. To jest bardzo dobra ekipa. Lukasz rewelacyjny kapitan, Henrik utalentowany kucharz. Do tego to naprawde super kolesie. Hmm, to jest duzy sukces, przez 8 miesiecy, ktore spedzilem na Nektonie, nie bylo miedzy nami zadnej wiekszej klotni.
Duza zagwostka bylo, ktoredy plynac do tego naszego Brisbane, na N, czy na S od Nowej Kaledonii. Droga na polnoc oznacza cisniecie sie przez Morze Koralowe, ktore jak sama nazwa wskazuje usiane jest podwodnymi niespodziankami, na ktorych latwo jest sobie przedziurawic lodke. Z kolei trasa od poludnia to troche mniej raf, ale droga dluzsza i 300 mil jazdy na poludnie, a wg prognozy wiatry maja byc z SE, wiec nieciekawie. W koncu staje na tej pierwszej opcji.

16/11
Poki co dobre wiatry, lecimy polowka 6 wezlow. Zimno jak w Kanadzie. Ida w ruch juz dawno gdzies gleboko zagrzebane spiwory i sztormiaki. Wieczorem trzeba skrecic na poludnie, zeby ominac kilka raf. Zaczyna sie 24h jazdy na silniku pod wiatr. Wiatr na szczescie zdechl, tylko 10 wezlow. Do tego nie ma fali, wiec ledwo co odczuwamy, ze plyniemy, talerze nie zjezdzaja ze stolu;p

18/11
Wiatr zdechl na dobre, tluczemy sie powolutku jakies 3 wezly. Po poludniu cos wielkiego skacze w wodzie za Nektonem. Ooo, to na naszej zylce. Walczymy i po chwili mamy na poladzie najwieksza rybe, jaka zlapalismy na Pacyfiku. 150cm mahi mahi, wazy z dobre 40kg.

19/11
Dzis jedlismy mahi mahi smazona, mahi mahi duszona w sosie pomidorowo-musztardowym i zupe z mahi mahi. Reszte zamarynowalismy i wrzucilismy do sloikow.

21/11
Nie da nam ten Pacyfik tak go opuscic w spokoju. Ostatnio prawie nie mielismy wiatru, dzis w nocy z kolei przywialo 30 wezlow. Wschod slonca. Lodka konkretnie ostrzy, Lukasz wstaje i zrzucamy grota. Po kilku godzinach szkwaly do 40 wezlow, jedziemy na malym foczku, postawionym na baby sztagu, podwojnie zrefowanym grocie i bezanie. Potem bezan tez idzie w dol.

22/11
5:45 pobudka. Znowu moja wachta? Przeciez poprzednia ledwo co sie skonczyla. Jak zwykle. Henrik siedzi tam juz 3 godziny, wiec szybko wstaje. Fale wlewaja sie na poklad. Gdybym nie ten rejs, pewnie siedzialbym teraz w tramwaju. Tak, tym tramwaju w Gdansku, gdzie nikt z nikim nie rozmawia. Czasami tylko spojrzy na ciebie jakis dres ze wzrokiem jakby chcial ci przypieprzyc. Potem pewnie zobaczylbym jak motorniczy zamyka jakiejs dziewczynie drzwi przed nosem i odjezdza. Po pol godzinie wyklad, wykladowca znowu zalozyl mikrofon na plecy i gada do tablicy. Naokolo mnie mlodzi ludzie, ktorzy wstali rano tylko po to, zeby porozwiazywac krzyzowki i wpisac sie na jakas glupia liste. Ktos opowiada o tym, co robil gdy sie upil w ostatni weekend i jak to sie nie nauczyl do kola z wytrzymalosci materialow. Potem przeczytalbym w 'metrze' o tym, ze jakis pajac z Wiejskiej w Warszawie obrazil jakiegos innego pajaca, a ten drugi pajac mowi, ze 'ten pierwszy wzial wieksza lapowke ode mnie'. I tak sobie mysle, jak dobrze jest byc tutaj na tym Nektonie i pic kawe, ktora juz przez bryzgi nabrala lekko slowanego smaku.
Jutro rano pewnie juz bedziemy w Brisbane. Pierwsza rzecz to pizza z podwojnym serem (sera nie jedlismy od kilku miesiecy) i lodowato zimny Forsters.

Za nami 8700 mil, przed nami juz tylko 110....

Karol

----------
radio email processed by SailMail
for information see: http://www.sailmail.com

No comments:

Post a Comment