Monday, December 30, 2013

Bievenido a Argentina

27 grudnia 2013

Jeszcze wczoraj glosno nabijalismy sie, ze wplynelismy w ryczace czterdziestki? Gdzie te fale? Gdzie te sztormy? Jak dotad tylko slonce, male fale i delikatny wiaterek popychajacy nas gladko do przodu. Dzis rano juz sie to nieco zmienilo. Co chwila zmiana zagli, szkwaly, pochmurne niebo, fale zalewajace poklad i to dziwne uczucie niewazkosci w czasie pracy na dziobie. Po poludniu wiatr na powrot ucichl i wyszlo slonce.

Z Mar del Plata wyplynelismy w wigilie swiat Bozego Narodzenia. Rankiem zjedlismy uroczyste, swiateczne sniadanie i podzielilismy sie oplatkiem, przeslanym przez mamy: Gosi, Oli oraz moja. Gdyby nie ten oplatek i stojaca na stole nawigacyjnym choinka latwo mozna by pomyslec, ze to raczej Wielkanoc. To po pierwsze przez to sniadanie, a po drugie temperature, Argentynskie lato nie nasuwa atmosfery bozego narodzenia, nie widac tez tu zbyt wielu ozdob, choinek i swiatelek jak w Europie.

Jest tu nas piatka: Lukasz Natanek, Gosia Czujko, Ola Polanska, Connor Young i Karol Janas.

O jak dobrze byc znow na Nektonie, to jak powrot do domu po dlugiej nieobecnosci. Duzo sie pozmienialo, mamy teraz dwóch nowych zalogantow: Wanka i Staszka, oboje zajmuja sie wylacznie sterowaniem. Waniek to samoster wiatrowy, a Staszek to autopilot elektryczny, uzywany wtedy kiedy nie wieje.
Systematyczne wachty sa prowadzone wylacznie w nocy, wtedy kiedy wiekszosc zalogi spi. W dzien zawsze ktos jest na pokladzie. Z reszta tutaj nie ma takiego ruchu jak w Europie, mamy cale morze tylko i wylacznie dla nas, nie musimy zmieniac kursu by komukolwiek ustepowac z drogi. Lukasz wstaje praktycznie co godzine skontrolowac co sie dzieje.


28 grudnia

Przez cala moja nocna wachte wiatr odkrecal z polnocnego na zachodni, caly czas powoli ostrzylem. Wialo coraz mocniej i tuz po skonczeniu mojej wachty, o pierwszej nad ranem, poszlismy na poklad zmienic zagle. Mimo bryzgów i hustawki na dziobie, z przednimi zaglami poszlo bez wiekszego problemu. Pozniej, Lukasz, stojac za sterem nie mogl wyostrzyc na tyle, zeby dalo rade gladko postawic grota. Connor dwukrotnie probowal wywieszc go na fale, ale niefortunnie klinowal sie pod ruchomym baksztagiem. Gdy w koncu, za trzecim razem, udalo sie zagiel postawic, okazalo sie, ze sie rozprul. Puscil szew, w poprzek zagla, na szczescie wysoko, blisko rogu falowego, wiec rozprucie mialo jedynie troche ponad metr. Tak czy siak na klejeniu i szyciu uplynela nam cala noc, od 3 nad ranem do 12 w poludnie.

Caly dzien wiatry zmienne. Rozwijamy i zwijamy genue, stawiamy i zrzucamy foka i kliwra, refujemy, rozrefowujemy, zrzucamy, stawiamy grota, i tak w kolko. Wieczorem zazwyczaj wiatr siada, wlaczamy na chwile kataryne, pózniej cos wieje.

Wiatr nigdy nie przekraczaja 30 wezlow. Jakies slabe te ryczace czterdziestki. Ale nie mamy sie co martwic, w koncu na pokladzie dwie atrakcyjne dwudziestki.

Choc byc moze rzeczywiscie na poludniu solidnie wieje, bo mamy konkretna martwa fale wlasnie z poludnia.

Wstepnie planowalismy odwiedzic Pólwysep Valdes, znany z odwiedzajacych to miejsce duzych ilosci wielorybow. Niestety, ciagly zachodni wiatr skutecznie utrudnilby dotarcie tam, wiec kapitan zdecydowal, ze nie tracimy czasu na halsowanie i plyniemy dalej na poludnie. Ziemia Ognista tez slynie z morskich ssakow.


29 grudnia

Kazdego dnia widac podobny pogodowy schemat. Wczesnym wieczorem wiatr siada zupelnie i wlaczamy silnik. Okolo zachodu slonca przychodzi delikatny powiew z NW, który pózniej wzmaga sie i powoli ale nieustannie odkreca do W i SW. Gdzies w polowie nocy wychodzimy, refujemy przednie zagle i dostawiamy grota (wczesniej, na pelnym kursie zaslanialby genue, wiec jechalismy bez niego). Wiekszosc dnia znow plyniemy ostrym bajdewindem do czasu kiedy po poludniu wiatr nie zgasnie.

Od poczatku przelotu towarzysza nam albatrosy i inne morskie ptaki, a dzis po raz pierwszy pojawilo sie kilka wielorybow.


30 grudnia

Tuz po mojej nocnej wachcie wiatr jak zwykle wyostrzyl, z Lukaszem i Connorem wyszlismy postawic grota i zmienic genue na foka. Chwile po tym przywialo 30 wezlow, wiec zalozylismy pierwszy ref. Znow gdy tylko zdazylismy usiasc, przyszedl szkwal ponad 40 wezlow. Dlugo nie posiedzielismy, trzeba bylo skoczyc i dolozyc drugi ref na grocie. Powialo tak przez nie wiecej niz 15 minut i wiatr znow siadl. Kolejny raz wycieczka pod maszt, tym razem zeby zdjac ten drugi ref.

Co by nie mowic, praca przy zaglach idzie nam coraz szybciej. To niezbedny trening przed sztormami w tzw. wyjacych piecdziesiatkach, czyli szerokosciach ponizej 50 stopnia szerokosci geograficznej poludniowej. A jesli pogoda pomoze i kapitan sie zdecyduje, to byc moze udamy sie tam, gdzie jest jeszcze trudniej – tam, gdzie nawet Bóg sie nie zapuszcza, czyli w poludniowe szescdziesiatki (ang. godless sixties).

Nieustannie cisniemy na poludnie. Dzisiejsza pozycja 46*23's 062*58'w.


Karol

----------
radio email processed by SailMail
for information see: http://www.sailmail.com

Saturday, January 5, 2013