Friday, September 17, 2010

Bora Bora, Palmerston, Niue i o tym jak sie Nektonska rodzina powiekszyla

A wiec. Tak. Pani od polskiego w podstawowce mowila zeby nie zaczynac wypowiedzi od 'a wiec'. Chyba ze jak skoncze szkole. A troche jakbym juz skonczyl moja edukacje jezyka polskiego, wiec chyba mam prawo zaczynam wypowiedz od 'a wiec'.
Nno.
Bora bora. Troche nie bardzo oczekiwalem fajerwerkow. W przenosni. Doslownie moze i tak. Skoro mieszkajac idealnie po drugiej stronie kuli ziemskiej zna sie nazwe tej wyspy, to musi byc masakrycznie zawalona tlustymi amerykanskimi turystami. Ale w sumie czemu jest taka znana? Bo wybudowali tam te resorty, na ktore mozna se pojechac w podroz poslubna. Tak. Ale na Pacyfiku sa tysiace wysp, wiec ktos kiedys musial wybrac akurat Bora zeby tu budowac te resorty. No i okazuje sie ze wyspa jest calkiem ladna. O ile sie trzymasz daleko drogich bungalowow, nurkowanie jest spoko i widoki ladne i ponoc siedem kolorow wody w lagunie.
Raczej nie bede opisywal tych kompromitujacych imprez z muzyka z lodki i parkietem na doku, tancow na bomie i na smietnikach czy konkursach tancow na rurze w damskiej bieliznie. Duzo dobrej zabawy w duzym polskim towarzystwie.

Maupihaa. Przez dwa dni myslelismy ze wyspa jest bezludna. Heh zaczyna sie polinezyjska zabawa. Na mapie 5 plaw, na zywo 2 patyki. Cala mapa przesunieta pol mili na polnoc. Idealnie widac na mapie jak plyniemy przez srodek rafy.

Palmerston. 140 lat temu zamieszkal tutaj William Marsters, sprzatacz kibli z palacu Buckingham wraz z jego trzema maoryskimi zonami, z ktorymi mial 26 dzieci, z ktorych potem powstaly trzy rodziny. Teraz na wyspie mieszka 67 osob, kazdy jest z kazdym spokrewniony, wszyscy maja to samo nazwisko. Wyspe mozna obejsc w 15 minut, na dobra sprawe nie ma chwili zeby mozna byc samemu, lub nie byc zaatakowanym przez wesole dzieciaki, ktore skutecznie wyczerpuja nasze baterie kazac siebie nosic, krecic, biegac czy grac w palmersonskiego zbijaka. Trzy rodziny konkuruja miedzy soba o to, ktora ugosci zeglarzy, wrecz scigajac sie w swoich lodkach do jachtow. Naszym gospodarzem zostal Bob Marsters. Kazdego dnia zabieral nas swoim dinghy na lad. Codziennie jedlismy pyszne lokalne jedzenie, pomagalismy lokalsom w pracach roznych, karmilismy swinie i kury kokosami. Nawet nauczylismy sie miliona lokalnych trikow na przyrzadzanie kokosow i chlebowcow na miliony sposobow w 17 roznych stadiach rozwoju. Jedlismy kokosowe kraby, ktore rosna do ok 80cm rozpietosci nog i Bosun Birds, ptaki, ktore sa pod ochrona we wszystkich innych miejscach oprocz Palmerstonu i ktore kosztuja w stolicy Wysp Cooka ok 60 dolarow za ptaka wielkosci golebia. Na Palmerston przyplywa statek z zaopatrzeniem z Nowej Zelandii dwa razy do roku. Jeden koles, Bill, zawsze zamawia kilka kg mrozonych kurczakow z KFC.

Niue. Cos nowego. Nie typowa swieza wulkaniczna wyspa czy atol. Plaska, kamienna wyspa, podniesiona na 30m z milionem jaskin, zamieszkanych przez niebieskie niuanskie trole jaskiniowe. Poznalismy Henrego Skorka, polaka, jedynego z reszta, ktory mieszka na Niue od 12 lat. Z zawodu architekt, wybudowal dom premierowi wyspy, za co latwo dostal obywatelstwo. Dom wygladaja bardzo polsko, troche sie czuje jak w malej chatce pod Tatrami, w ogrodzie papaje zastapily gruszki, a nonu jablka. Jezdzimy z Henrym po calej wyspie i gramy w bilard.

Po imprezie w jacht klubie zyskalismy nowego zaloganta, Tobiasa, niemieckiego hipisa.

K.

----------
radio email processed by SailMail
for information see: http://www.sailmail.com

Saturday, September 11, 2010

Palmerston and Niue

Palmerston blooms on the horizon. Our bland passage seemed to take forever. Since leaving French Polynesia we counted more on the 1 kn current than on the wind. As one wise Englishman put it: Day after day, day after day,/We stuck; nor breath, nor motion,/As idle as a painted ship/Upon a painted ocean. Mantra Ania is waiting for us, and after arriving and helping them out a bit, they leave within a day or so. Hopefully we will meet again. A few days ago they just left Tonga, and we are just arriving...
Palmerston is one of those places with its own, very peculiar history. On it live about 60 people, all related, all stemming from the patriarch William Marsters who some time ago came to the atoll with his 3 wives. He set up strict inter-marriage rules and all the families share one motu. Upon arrival we are taken in to Bob Marsters' Family. Each arriving boat becomes a member of one Marsters family. That's one of the many Palmerstonian traditions. Bob ferries us to and from land. The lagoon is inaccessible to yachts, which is probably why there is no ciguatera. We meet the family and quickly get absorbed into their way of life. Cleaning, cooking, fishing, chores and all. We ask Taia, one of Bob's daughers if we are the coolest yachties ever. She says we hold 3rd place. This month. Wow, what a sizzling shock. We play with the kids, help more than most yachties, husk more coconuts than any, ever, and make donations of tropical fruit drink...and we get 3rd place? We finish off our stay with na acrobatics show on the sand and off of the boat. Upon leaving we hold 1st place.
We leave Palmerston in a dead calm. One day later we very much seem like a painted ship upon a painted ocean. We head for Niue, dubbed the rock of Polynesia. And it really is like a rock in the sea with caverns and ragged edges, just like in Batman movies. On Niue we spend most of our time with Henry, a Polish expat, residing on this tiny island for the last 12 years. An architect, Henry built many houses including his own and has a garden that inspires envy even in garden-dumb people like myself.
One rainy night we find ourselves in NYC (Niue Yacht Club) sitting beside the crew from Infinity. I first was awed by Infinity (and all her 150 tons of ferro-cement) in Papeete when I was looking for a welder for our tattered tanks. Sheridan offered his expertise, but in the end we opted for a chewing-gum solution and Infinity left Papeete soon after. After the party faded with the rain into the warm night, we find ourselves back on our boat with two guests: Tobias and Domitille. Tobias raises the option of him joining us to Tonga as he'd like to get to Australia and Infinity is going to infinity and beyond, but not to Australia.
In the end we don't leave Niue when we plan and are delayed and all of a sudden we are four. On his 'leaving party' aboard Infinity I got an all too brief chance to meet some fascinating personalities. I briefly mentioned Sheridan, who is now Captain and appears to me like a vast ocean of calm, and I also met the Aussie Pete. Pete, filthy with character, while enjoying a brew during a civilized drinking game, calls me a dirty cunt and yells 'swallow bitch', then admits he greatly enjoys fucking up Polish captains. But behind those small beady eyes I saw a sweet, harmonica blowing, Angel. Tobias confirms it.

----------
radio email processed by SailMail
for information see: http://www.sailmail.com