Tuesday, July 6, 2010

Nuku Hiva

6 lipiec

21 czerwca rano, po 28 dniach na oceanie, wypatrzono na horyzoncie Ua Huka, a chwile pozniej Nuku Hiva w archipelagu Markizow. Bylo to bardzo dziwne uczucie - nagle idealna ciaglosc horyzontu byla czyms zaklocona. O zachodzie rzucono kotwice w zatoce Taiohae, tuz kolo stolicy imperium Markizow - metropolii o tej samej nazwie zamieszkanej przez az 2000 mieszkancow. Jestesmy pod wrazeniem wulkanicznych gor porosnietych lasami palm, zapachem ziemi i plonacych lupin kokosow oraz zadziwiajacej liczby samochodow jezdzacych, jak sie wydaje, w ta i spowrotem po jedynej w miescie drodze.
Kolejnego dnia, chwiejnym, nieprzyzwyczajonym do stalego gruntu pod nogami, krokiem, eksplorujemy wioske. Obserwowani przez przepiekne kobiety z kwiatami we wlosach i dzikie kurczaki siedzace na palmach udajemy sie na odprawe do lokalnych przedstawicieli wladz francuskich.
Wieczorem, gdy pijemy wino pod drzewem, podchodzi do nas niewysoki, bialy facet i krzyczy "Pologne genial!" Okazuje sie to spotkany wczesniej gendarme. Konczymy wino, on kupuje kolejna porcje, zapraszamy go na jacht. I tak przyjazn polsko-kanadyjsko-szwedzko-francuska konczy sie przesunieciem wszystkich planow o jeden dzien.
Kilka dni pozniej przyjechal do nas armator z zona, dzieckiem i kuzynem Lukasza. Okazuje sie, ze Nekton rzeczywiscie doplynal na Polinezje, a nie ze zaloga siedzi od miesiaca w knajpie w San Francisco:D
Wszyscy razem plus zaprzyjaznieni gendarmowie dwa razy udajemy sie na poszukiwanie ponoc jednego z najwyzszych wodospadow na swiecie, ale raz sie gubimy, a drugi raz zdajemy sobie sprawe, ze wyruszylismy za pozno i zaraz bedzie ciemno. Potem i tak dowiadujemy sie, ze w wodospadzie nie ma wody.
Ogladamy piekne, bardzo energiczne markizianskie tance, mlode dziewczyny jezdzace konno po plazy bez siodel i myjace pozniej te konie w oceanie.
Pijemy piwo z browaru z Tahiti - 12 zl za puszke w sklepie.
Gramy z tubylcami na bebnach.
Nurkujemy na rafach koralowych.
Probujemy, z sukcesami, ale nadal dosc nieudolnie, otwierac kokosy.
Wcinamy mango, banany, pumpelmusy (chyba najsmaczniejsze owoce, jakie kiedykolwiek jadlem).
Sluchamy europejskiej muzyki z przenosnych bum boksow, noszonych przez wszystkich lokalnych luzakow.
Heh, kazdy spotkany tutaj bialy, wlasnie przeplynac jakies pol oceanu i wlasnie plynie gdzies dalej do jakiegos kolejnego istnego raju na ziemi.
Jutro prawdopodobnie plyniemy na Ua Pou, a potem dalej na zachod na archipelag Tuamotu.

Karol

----------
radio email processed by SailMail
for information see: http://www.sailmail.com

Monday, July 5, 2010

From the last entry to July 4th

On June 26 the screech of tires touching down on the tarmac is heard by a wild rooster pecking at a coconut and a wild horse. Out of the plane emerge my dad, his wife, their son and my cousin, Johnny. They bring spices and music; two things we starve for. We is us Three, but now we are seven. But allow me to describe our own arrival to Les Iles Marquises, The Marquesas Islands. Two weeks earlier, after 28 days at sea, the image of Nuku Hiva, along with the sweet smell of coconuts and shrubbery fills our senses to the rim. After the sun slid behind the hill overlooking the Bay Taiohae, but before it slipped under the horizon, we drop anchor. One, two, three beers, to celebrate. A bottle of wino. And wow. We are here, after so long and so much of ocean and blue sky and miles and miles of water under the hull.
That first night we admire the large amount of cars (for such a small town) gliding along the mountainsides and the crackle of the VHF in the Swedish language. Truly a strange first night. The next day we do our check-in and explore the small town. In the evening (the next, or the one after that) we are sitting under a coconut palm enjoying a bottle of Merlot when the local Gendarme approaches to say 'Hello'. He checked us in, but now he's in civilian clothes and eager for some conversation. And so we deliver and a beautiful friendship blooms into existence. After hiking around a number of times, and meeting more Gendarmes, we are set to meet up again in Papeete, for we have now left Taiohae and are cruising around the numerous bays around the island of Nuku Hiva.
Things I've seen here that I've never seen before: Chicken eating a coconut, a horse a mango, a Marquesan girl (roughly my age) galloping bareback along the beach, her torso tattoos flashing by in the midday breeze.
Slowly we adapt to the cruising life. First it was mental preparation, then it was all the mechanical and so on preparations. Then the jump across that blue puddle, and now this. But all variations on a similar theme.
Adios,
Lukasz

----------
radio email processed by SailMail
for information see: http://www.sailmail.com